Pamiętam ostatni pocałunek. Nie jakiś namiętny, miłosny.
Zwykły, przelotny, w policzek. Takie jakich wiele. Było. Spotkałyśmy się z G. na
ostatniej imprezie przed. Dobrze to wspominam.
Rozmawiałam dziś z córką. Patrzyłyśmy sobie w oczy dzięki wideo
rozmowie. Utknęła w stolicy miesiąc temu. Bałyśmy się podróży autobusem. Opowiadała,
że ogląda filmy, ale widzi teraz przede wszystkim to, że ludzie na nich są
blisko siebie, ściskają się i całują na powitanie, dotykają klamek i nie odkażają
potem rąk.
Na ciało, w przestrzeni, działają różne siły. Grawitacja przede
wszystkim, choć zdarza się ponoć i odlecieć. Ale jest też siła społeczna,
wbudowana w nasze DNA, która każe nam się grupować. Kiedy jeden osobnik stanie
przy słupie ogłoszeniowym, to zaraz stanie przy nim i drugi a potem trzeci. A
teraz jest także nowa siła. Niewidzialna siła odpychania. Ma ten sam kierunek
co siła społeczna, ale przeciwny zwrot. Kiedy siły o przeciwnych zwrotach
nakładają się na siebie, znoszą się. Fs-Fcovid
= 2 metry bezpiecznego odstępu.
Nie podawaj ręki, nie dotykaj klamki, nie używaj pieniędzy, a
przede wszystkim NIE WYCHODŹ Z DOMU.
Przyzwyczajacie się już do nowej rzeczywistości? O nie! Od
jutra przepisy zostają zaostrzone. Dochodzi wiele nowych zaprzeczeń, nie-możności,
nie-mocy – tabliczek Paszczaka: „nie deptać trawników”.
Za to powstają nowe hasztagi, życie przenosi się do cyfrowych
podziemi i rozkwita wirtualnie.
Dziś minister zdrowia, czy może premier (słuchałam w radio i
już mi się mieszali), powiedział coś ważnego: tak, można wyjść na zewnątrz, można się
przebiec, dla zdrowia psychicznego, ale, drodzy państwo, to nie
jest czas na dbanie o formę!
Co to znaczy? W czasie choroby ciało jest tabu. Odcinamy je,
jego potrzeby, jego sygnały, zawieszamy to, co na co dzień jest dobre dla ciała.
Teraz są inne cele, wyższe, transcendentne – jesteśmy na wojnie z
niewidzialnym wrogiem. Mam wrażenie, że słyszałam to już w kościele. Wówczas Zły gotował w
smole dusze zatracone, dziś ma inną formę. Przypomina mikro planetę krążącą po
naszej galaktyce. A trajektorie jego ruchu są dla nas nieczytelne. Szukamy w
tym logiki, ale gubimy się co i raz. Tymczasem planeta multipikuje się i planet
Covid -19 jest coraz więcej i więcej. Kolonizują naszą galaktykę, zagrażają
cywilizacji.
Ciekawe, kto je zamieszkuje? Jakie zwyczaje mają Covidczycy? Wydają
się być serdeczni i chętni do bliskich kontaktów.
A z drugiej strony ten mikrokosmos tak bardzo przypomina nas
samych – drobina białka otoczona tłuszczem. Co za podobieństwo! Przylega więc
do nas, brata się dziwnym braterstwem genotypu i zabiera kolejnych śmiałków w
kosmos, na planetę Covid-19.
Nie wiem, czy można tak pisać. Jak czujecie? Przekraczam
granicę, czy nie?
Trzeba uważać, granice
są teraz zamknięte.
Zrobiłam sobie zdjęcie w śmiesznej masce. Takiej bardziej
karnawałowej. Kilka lat temu dostałam ją od uczestników Środowiskowego Domu
Samopomocy tu niedaleko. Nie wiedziałam do czego mi się przyda, ale teraz już
wiem. Dziś każdy musi mieć maskę. Taką swoją drugą, karnawałową tożsamość.
Tę zwykłą, codzienną trzeba ukryć. Czasem trudno się potem z maską – ową personą
– rozstać, bywa, że przylgnie, albo pochłonie ukrytą za nią twarz i tożsamość. Kim byliśmy przed? Czy ktoś jeszcze pamięta?
Nie zamieszczę zdjęcia z maską na facebooku. Czuję granicę. Ale zamieszczę
je tu. W bezpiecznej przestrzeni mojego tekstu. W jego granicach.
Profesor Kuligowski, w
swoim zaraźniczym internetowym wykładzie, mówi o Rites des Passages Van Gennepa. Czuję się jak u
siebie w domu w tej opowieści. Ale to jeszcze nie wszystko, obrzęd przejścia nie
wyczerpuje pojemnej semantyki zarazy. Jeśli przejście to skąd dokąd? Inicjacja?
W jaką dojrzałość? Do jakiej społeczności zostaniemy włączeni na koniec tego
procesu? Po której stronie czasu?
Obrzęd przejścia, czy inicjacja mają swoje odzwierciedlenie w
bajkach. Bohaterowie tych historii – dziecinni naiwniacy, niedojrzali półidioci – opuszczają dom i gubią się. W
ciemnym lesie, albo gdzieś na mrocznym krańcu świata spotykają demony. O ile
uda im się ta przeprawa, wracają z kieszeniami pełnymi bogactw, mocni,
odmienieni, dojrzali, pełni mądrości. Czasem z głupiego Jasia przemienieni w króla z piękną
królewną u boku. Byliśmy dziećmi wierząc w to, że wykroczyliśmy poza łańcuch
pokarmowy, że wyszliśmy ostatecznie z natury i umknęliśmy jej siłom. Co więcej –
ugłaskaliśmy ją i opowiedzieliśmy sobie o niej bajkę przypominającą przesłodzony
landszaft. Teraz przekraczamy Rubikon dziecinnej naiwności, spotykamy ją oko w
oko.
W środku obrzędu siły natury działają
z całą mocą, a pomiędzy nimi najpotężniejsza jest śmierć. Inicjowany musi się z
nią zmierzyć. Czasem podczas obrzędów symbolizował ją ból –
wymyślne tortury, którym poddawano adeptów. Często jednak jej znakiem stawało
się milczenie, samotność, głód.
Nie wychodź z domu! Nie
spotykaj się z innymi!
Zaraza to także karnawał,
rytualne święto rozgrywające się na styku starego i nowego czasu. Na tej
granicy załamuje się dawny porządek, by mógł powstać nowy. W tym między-czasie
panuje chaos, rzeczywistość jest na opak, wywrócona na nice a królem tego czasu
jest błazen.
Zbieram memy. Najbardziej lubię te o papierze toaletowym.
Wysłannicy śmierci , siejący grozę napotykają jednego z nich, z paczką papieru
pod pachą. Lubię też te, które pokazują inną karnawałową opaczność. Dół ciała
zamienia się z górą we frywolnych kolażach. Podpaska w roli maseczki, czasem
majtki, czy stanik – granice są zamknięte, ale witalna energia wzbiera i musi
znaleźć ujście.
W ciągu ostatniego miesiąca odprawiłam z kwitkiem chyba z dziesięciu internetowych gachów nagle wzbudzonych wiosną i skończonością czasu, pobudzonych przemożną potrzebą
złożenia swoich cennych genów w odpowiednim środowisku. Zawirusowani amanci, natrętni, bezwzględni, dla mnie już i tym bardziej martwi.Jak podmalowany, staro-młody bohater "Śmierci w Wenecji".
Jest wiosna. Wzbierają wody w rzekach, pąki pęcznieją różowo
i biało. Życie domaga się ucieleśnień. A tymczasem jak mają sobie radzić
rozdzieleni kwarantanną kochankowie? Co dzieje się za zamkniętymi drzwiami o ile zakaz opuszczania domów zastał ich razem?
Zobaczymy za kilka miesięcy. Z tego procesu z pewnością wyjdziemy odmienieni. Każdy na swój sposób, w
każdym razie będzie z tego nowe życie.
Zbieram słowa. Słowa mocy. Słowa, które wyznaczają
przestrzeń tabu. Wypowiadasz je i drżysz: usta, oddech, dotyk, dezynfekcja,
izolacja – język (sic!) choroby kreuje nasz czysty, sterylny, zalękniony i
osamotniony świat. Świat widm zza szyb.
Podoba mi się tu. Ulice są puste i ciche. Jestem jedynym
człowiekiem na planecie. Przychodzę ją bezowocnie zasiedlić. Pożyć i odejść. A
tymczasem wokół pałacu kultury wyrastają drzewa. Mech porasta iglicę, chaszcze
u dostojnych stóp monumentalnej budowli sięgają jej już do kolan. Krystalicznie czyste wody weneckich kanałów zasiedliły fantastyczne ryby o tęczowych płetwach. Dziki bawią się na opustoszałych placach zabaw, na których nadal powiewają strzępy plastikowej taśmy.
Jestem jedyną
osobą, notuję to wszystko, bo może ktoś, kiedyś…
Komentarze
Prześlij komentarz