Przejdź do głównej zawartości

GRA W ZMIANĘ


 Epidemia korona wirusa w jednej chwili wywróciła nasze życie do góry nogami. Nic chyba, od czasów II Wojny Światowej, nie zatrzęsło w takim stopniu i tak globalnie fundamentami cywilizacji jaką tworzymy. Zupełnie jakby ktoś niespodziewanie kopnął krzesełko, na którym stoi skazaniec ze stryczkiem na szyi.
            Słowem koniec. Koniec małej stabilizacji odzyskanej po delikatnym wahnięciu kryzysu 20008, stabilizacji obejmującej pierwszy i drugi świat, koniec systemu naczyń połączonych, który stworzyliśmy w globalnej wiosce. Dziś, jako jej tubylcy, wszyscy jesteśmy bezradni wobec maleńkiego i niewidocznego wirusa. Runęła więc misterna konstrukcja. Długo będziemy się z tej ruiny podnosić. Żywię głęboką nadzieję, że nie odbudujemy świata na obraz i podobieństwo tego, który właśnie utraciliśmy, raju, na miarę naszych ludzkich możliwości. Wierzę, że spróbujemy to zrobić inaczej.
           
Wirus doda ci skrzydeł
Na początku pandemii doświadczałam dziwnej dysocjacji. Mój mózg chyba nie był w stanie przemielić wszystkich danych, zacinał się, iskrzył. Słowa, które widziałam w informacjach, w gazetach, w reklamach w przestrzeni miasta, zamieniały się w inne, zupełnie, jakby świat miał mi coś do przekazania, jakby skrywał w tych wszystkich obecnych słowach, podprogowy przekaz. Przekręcałam więc wyrazy, widziałam jedno, czytałam drugie. Łapałam się na tym i obserwowałam dziwne, neuro psychologiczne zjawisko. Podobnie więc przeczytałam popularne hasło, gdzieś na mieście: „Wirus doda ci skrzydeł”. Śmiech we mnie wezbrał. – To prawda – pomyślałam w duchu – wirus doda ci skrzydeł pod warunkiem, że jesteś biedakiem.
Takie było właśnie moje doświadczenie pierwszych dni – fala euforii i nadziei. Zupełnie, jakby rozgorzała moja rewolucja. Nareszcie świat ma okazję się zmienić. Wróć – to my mamy okazję zmienić ten świat!
Nagle wszystko staje się możliwe.
Pomyślałam wówczas, że w tych dniach istnieją faktycznie tylko dwie grupy ludzi, cała reszta jest niewidzialna, zajęta ratowaniem swoich tonących statków. Istnieją więc biedacy, całe masy pariasów dotychczasowego świata i grupa z najbardziej zasobnym portfelem, własnym bunkrem wyposażonym na cały wiek i rakietą na Marsa, czyli Elon Musk i kilku kumpli (czy jest w tym gronie kobieta, tego nie wiem, co wydaje się samo w sobie znaczące). Pierwsza grupa jest niezwykle liczna, to potężne, falujące, rozedrgane morze, drugą można by policzyć na palcach jednej ręki.
Nowa rozgrywka
 I gramy dalej, a zadanie jest następujące – wymyślić świat od nowa. Drużyna Muska (traktuję tu jego osobę, jako figurę, całkiem jak gońca w szachach) i prekariat – niespokojny i niejednolity. Są tu alkoholicy i artyści, biedni rolnicy z różnych stron świata i pracownicy naukowi z krajów drugiego świata, starsi ludzie z miast i wsi, na co dzień niewidoczni i wyśmiewani w swoim codziennym uporze. Są tu ludzie o różnych kolorach skóry, mówiące różnymi językami, pochodzący ze wszystkich kontynentów. Potęga. Dziś wirus występuje w naszym imieniu. Atakując cele brytów, sportowców, a w końcu także polityków, staje się symbolem równości przenosząc zarazem naszą wyobraźnie w stronę dobrze znanych w kulturze obrazów równości stanów wobec śmierci w średniowiecznym społeczeństwie, czy barokowego Dance Macabre. Pan, król i chłop tak samo podlegli prawom śmierci, nagle tacy sami, tworzą szaleńczą wspólnotę śmiertelnego tańca.
            Czy naprawdę trzeba było aż tego? Czy nie moglibyśmy tańczyć razem w milszych i bardziej napawających nadzieją okolicznościach? Najwyraźniej nie było to możliwe. Społeczeństwo stanowe, które znamy z książek o średniowiecznej Europie, trwało i miało się dobrze. Drobne zawirowania zmuszały do minimalnych przegrupowań, dość zachowawczej krytyki. Istota jednak, pewna wewnętrzna organizacja tego społecznego i cywilizacyjnego konceptu pozostawała jednak niezmienna. Najwyraźniej w tym obszarze nasza potężna i nieograniczona niczym wyobraźnia doznaje impasu. Zawodzą kreatywność, otwarte umysły nagle, wobec tej materii stają się ciasne i miałkie.
            Dziś, po upływie kolejnego tygodnia pandemii, moja euforia, nadzieja, coraz bardziej podszyte są lękiem. Bynajmniej nie chodzi o zdrowie. Albo nie tylko. Obawiam się, że nie damy rady, że pokonamy wirusa zmiany, by móc wrócić na swoje utarte, bezpieczne ścieżki.
Ćwiczenia przez katastrofą
Pisałam wcześniej (artykuł „Wirus zmiany”) o roli wyobraźni w prognozowaniu i, co za tym idzie, w adaptacji do tego, co się ludzkości przydarza i jeszcze przydarzyć może. To wyobraźnia jest nam właśnie niezbędna do tego, żeby dokonać koniecznej redefinicji stosunków społecznych w skali krajów a także globalnie. Jestem przekonana, że mobilizująca nas teraz epidemia to zaledwie ćwiczenia przed nadchodzącą klimatyczną katastrofą, czyli nieodwracalnym procesem, który uruchomiony, zmiecie nas skutecznie z powierzchni ziemi.
            To nie są dwie różne sprawy, dwa różne doświadczenia. Podobnie jak bliskie są sobie społeczne nierówności i klimatyczny kryzys. Od dawna wiadomo, że to elementy tego samego cywilizacyjnego procesu. Nie chodzi więc o to, żeby teraz, w przypływie bożej, czy innej, bojaźni pochylić się nad biedakiem i dokarmić resztkami z pańskiego stołu, ale żeby zrobić coś nowego i w efekcie siąść do tego stołu razem.
            Do dyspozycji w grze mamy też supermoce. Oprócz tych oczywistych, które posiada drużyna Muska, czyli środków produkcji dziś zdewaluowanych, iluzorycznych, śmiesznych, w zasobach znajdziemy min. kreatywność, która rodzi się z braku czy niezwykłe strategie przetrwania z niczym, a wszystkie sprawdzone i przetestowane na ludziach w różnych warunkach klimatycznych i kulturowych. Mamy więc zasoby ludzkie, która – mam nadzieję – już nie tak łatwo poddadzą się narzuconej logice – damy wam wędkę, bo jak damy rybę, to będziecie chcieli jeszcze jedną a nam teraz jest trudno (przypomnijcie sobie tonący dziś na swoich kruchych okrętach, czy nie zabrzmiały kiedyś i w waszych ustach podobne słowa?).
Nie chcemy waszych ryb ani wędek. Chcemy, co najwyżej, wybrać się na te ryby z wami, zmajstrować wędkę z kija, łowić razem, a potem razem jeść. Czy to dużo?
Globalne warsztaty
            Nie sądziłam, że przyjdzie czas, kiedy zacznę pisać tego typu rewolucyjne odezwy. Byliśmy tak długo cicho, zastraszeni, że odbierze nam się to, co nam przydzielono jako wystarczające minimum dla takich jak my. Brakowało energii, bo trudne warunki i konieczność podejmowania codziennej walki o przetrwania odbiera siły. W niektórych krajach Afryki epidemie, głód i trudne warunki nie dawały przestrzeni do snucia marzeń. Teraz w pewnym sensie może być jeszcze trudniej, ale chyba nie mamy wyjścia. Czas marzyć.
Dlatego postuluję zastosowanie mojej ulubionej metody Designe Thinking. Zróbmy sobie zbiorowe, globalne warsztaty i stwórzmy wspólnie, a także lokalnie, na różnych szczeblach i w różnych środowiskach, prototyp lepszego świata, działającego, skutecznego i dla wszystkich. Schodząc nareszcie z pozycji ja, do my, uruchamiając wspólne pokłady i niczym nieograniczoną wyobraźnię.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

WYSTARCZY ISTNIEĆ, BY BYĆ KOMPLETNYM

Covidowa makatka

OSTATNI POCAŁUNEK

Pamiętam ostatni pocałunek. Nie jakiś namiętny, miłosny. Zwykły, przelotny, w policzek. Takie jakich wiele. Było. Spotkałyśmy się z G. na ostatniej imprezie przed. Dobrze to wspominam. Rozmawiałam dziś z córką. Patrzyłyśmy sobie w oczy dzięki wideo rozmowie. Utknęła w stolicy miesiąc temu. Bałyśmy się podróży autobusem. Opowiadała, że ogląda filmy, ale widzi teraz przede wszystkim to, że ludzie na nich są blisko siebie, ściskają się i całują na powitanie, dotykają klamek i nie odkażają potem rąk. Na ciało, w przestrzeni, działają różne siły. Grawitacja przede wszystkim, choć zdarza się ponoć i odlecieć. Ale jest też siła społeczna, wbudowana w nasze DNA, która każe nam się grupować. Kiedy jeden osobnik stanie przy słupie ogłoszeniowym, to zaraz stanie przy nim i drugi a potem trzeci. A teraz jest także nowa siła. Niewidzialna siła odpychania. Ma ten sam kierunek co siła społeczna, ale przeciwny zwrot. Kiedy siły o przeciwnych zwrotach nakładają się na siebie, znoszą się. Fs-Fcovi